IM 70.3 Kraków PRO realcja 💥

Kolejny przystanek na mojej sportowej drodze. Kolejny niezapomniany z wieloma momentami, do których będzie warto wracać. Była magia nowości, zaskakujące rzeczy i sportowy charakter – Ironman 70.3 Kraków!

Ironman 70.3 Kraków 💥

🏊‍♂️ swim // 0:24:13 // 1:16 // hr b.d. // cad. 74

🚴‍♂️ bike // 2:08:47 // 41,4 // NP 285 // hr 150 // cad. 84

🏃 run // 1:30:56 // 4:14 // hr 153 // cad. 179

🏁 meta 4:09:18

🏅 miejsce 23

Strata do zwycięzcy  30 min 😅

Kolejny przystanek…? Nic w planie… ale czy to koniec sezonu?


A co w Krakowie?

Start, który był wspaniały wielowymiarowo ☺️

  1. Pierwsze zawody PRO w których przez większość czasu ktoś mi towarzyszył podczas wyścigu – właściwie tego oczekiwałem decydując się na zmianę kategorii – że nie będę miał wyścigów solo

  2. Całość ogółem – miejsce, organizacja, trasy👌no i ten pierwiastek ciekawości i niepewności związany z debiutującą imprezą

  3. Ekipa i klimat. TRICLUBowicze – wiadomix, ale też wiele osób, z którymi można było pogadać, pożartować i przybić piątkę w przelocie 😊 taki klimat tylko na imprezach w PL

  4. Zaskakujące rzeczy:

  • prezentacja PRO na krakowskim rynku

  • trening open water i rekonesans Zakrzówka

  • cały etap kolarski: tunele na trasie, bajeczne rondko w Bochni, wymagający rolling, wyścigi pod górę i zabawny kolega z południa

  • nurek pod wodą jak na Hawajach

  • punkty kibicowskie pełne energii i w różnym stylu

  • i… oscypek na mecie – kto by się spodziewał?

  • masa kibiców i finisz na rynku

  • kryzys żołądkowy, którego się spodziewałem, który niespodziewanie minął i dał coś, czego mogłem bez niego nie doświadczyć 😅


TRASA OD ŚRODKA – CZYLI CO SIĘ DZIAŁO NA KAŻDYM ETAPIE

A teraz kilka detali z trasy:

  • pływanie – dobrze, że wybrałem się na rekonesans przed zawodami, bo podczas samego wyścigu poza nurkiem pod wodą i pozowaniem do foteczek to przez 3/4 trasy widziałem tylko bąble nóg koło mnie, a później bojki jak już puściłem nogi. Pływanie bardzo fajne, równe w sporym komforcie, czyli zgodnie z zamiarem – dlatego też nogi w pewnym momencie odpłynęły. Pływanie dla PRO było bez pianek i tutaj spore zaskoczenie –  jak dobrym strojem jest nowy Surpas 😊 płynąłem bez skina i czułem, że go nie czułem. Zero lania się wody przez szyję, brak uczucia rozciągania czy łapania wody, nawet rękawki nie drgnęły. Aby nie było za słodko, to dodam, że szyja solidnie wytarta po stronie oddechowej – właściwie to chyba nigdy mnie tak nie otarła żadna pianka😅

  • T1 – szybkie bo bez pianki i skina 😉 600 m biegania w tym dobre 200 pod górę. Natomiast bywały już bardziej wymagające dobiegi do T1, np. pierwsza Gdynia, Cascais albo Serock

  • Rower: ze strefy wyszedłem sam, ale w zasięgu wzroku były 3 osoby,  które dość szybko się zjechały. Nie goniłem, czekałem, aż mnie ktoś dogoni i ruszymy razem. Wyczekany towarzysz okazał się zacny 😅 Włoski temperament (z Afryki) pozwalał na uzyskanie wysokiego wskaźnika VI (wskaźnik zmienności), akcenty na progu i powyżej oraz ciągły doping. Tłumacząc: pod górę cisnęliśmy ogniem i nie pozwalał zapomnieć, aby mu dać zmianę 😅 jako, że bardzo mi dodaje krzepy jazda z kimś to poddałem się temu stylowi i tak na kolejnym to podjeździe dostawałem łomot, aby to na szczycie mieć nadzieję, że zaraz się ciut odsapnie, po czym odwracał się uroczy kolega i dodawaj coś od siebie o zmianie 😅 dość szybko dogoniliśmy wcześniej wspomnianą trójkę, która nie chciał tak dobrze współpracować jak ja 🤷 wybawcą okazał się kolejny zawodnik. Tym razem wpuściłem go przed siebie, a on nie reagował na zaczepki „Włocha”. Jazda się ciut uspokoiła, dojechaliśmy do urokliwej Bochni i kolega wybuchł ze zdwojoną siłą jak zobaczył, że dojechała nas poprzednia grupa, a w niej goniącą z jeszcze dalszej pozycji Polska ekipa (Banach, Janisz, Popławski, Kępiński). Tak więc po wyjeździe z Bochni został przeprowadzony atak 🤣 komiczna sytuacja – „Włoch” oszalał. Na szczęście pojawił się w końcu sędzia i jak łatwo się domyślić od 62 km gdzie był namiot kar nastał spokój w grupie i jakoś dziwnie równo dojechaliśmy do mety roweru 😊

  • T2: gęsto, trzeba było szukać wolnego miejsca na ławce

  • Bieg: początek z Jaśkiem, ale… dały znać o sobie (właściwie już na końcu roweru) zeszłotygodniowe problemy żołądkowe 🤷 spodziewałem się tego, ale też miałem nadzieję, że może tym razem się uda i kiszki doszły do siebie i dadzą wejść na wysoką intensywność. Niestety po pierwszym bufecie mnie zatkało i musiałem zwolnić, aby nie zamienić się w smoka wawalskiego i nie oddać wszystkiego z powrotem 🤢 o dziwo i tak mogłem sprawnie się przemieszczać 😊 przydał się trening w Suszu – dalej poleciałem na sucho. Na trzeciej pętli zacząłem się lepiej czuć zjadłem żela, wypiłem izo, odczekałem i ostatnie 2,5 km było moje 😁


I co? Okazało się, że:

  1. przetrwałem kolejny długi kryzys;

  2. nowe karbony są miękkie, wygodne i mimo, że wykręciłem kostkę na pierwszym bruku, to uważam że są znakomite;

  3. pobiegłem półmaraton w dobrym stylu bez zwykle towarzyszącego mi bólu nóg i w dodatku jakoś dziwnie mało mnie kosztował.

  4. Do tego wyborne pływanie, fantastyczny rower.

I co?

Po ponad 30 latach w sporcie dalej jest satysfakcja i jednocześnie zostaje niedosyt 😊 najpiękniejszy mix uczuć jaki zna sporcie. Pytanie czy to wykorzystać na więcej czy trwać w tym dalej…


A PO ZAWODACH?

Kostka – wykręcona. Otarcia – solidne: szyja, pachy, pachwiny, brzuch. Winowajca? Chyba mokre ulice i cały ten „deszczowy syf”. Ale… mięśniowo? Dawno nie czułem się tak świeży po zawodach. Może te dwa tygodnie lekkiego taperingu to idealny przepis dla PRO-emeryta?

Fotki MISTRZOWSKIE! Dzięki Ironman Poland i kryjącemu się za nimi bartez022, którego można było spotkać dosłownie wszędzie z obiektywem.

Łylis