Triathlon w Płocku to coś więcej niż zwykłe zawody, to również nasza wewnętrzna rywalizacja na jednym dystansie – właśnie dlatego są to Mistrzostwa TRICLUB 🙂 Można trochę porywalizować, ale w bardzo przyjazny sposób ze swoimi koleżankami i kolegami z kórymi na co dzień trenujemy. Fajna sprawa i wyszło przednio! Masa udanych debiutów, dobrych wyników i zgarniętych pucharków
Drugą odsłoną Mistrzostw TRICLUB na dystansie 1/8 Ironman jest wybór NAJLEPSZEGO startu ale… mierzonego nie czasem na mecie (co wcale nie przeszkadza), ale całościowo. Każdy uczestnik wzbogaca opisem swoje osiągnięcie i głosujemy na NAJLEPSZY start. Jury to my 🙂 każdy TRICLUBowicz, a do zgarnięcia są TRICLUBowe gadżety. W naszej rywalizacji zarówno jak to powinno być w sporcie amatorskim są sami wygrani – bo przeciaż każdy kto się rusza na sportowo wygrywa: uśmiech, sylwetkę, dodatkową energię, wiarę we własne siły oraz przedłuża swoją witalność 🙂 dlatego wszystkie osoby, które biorą udziała są „wygrane”, ale mamy podium i 3 wyróżnienia. Oto Nasi NAJLEPSI:
1. Justyna Spytek
2. Kasia Karpińska
3. Asia Zboch
4. Ania Jarząbek, Mateusz Magdziarz, Tomek Sławek, Ewa Samulska, Błażej Domański, Roman Zaczkiewicz, Wojtek Tomaszewski (kolejność losowa, 4 miejsce ex aequo)
Dodatkowy gadżet za udział w głosowaniu spośród osób, które nie mogły wziać udziału w Mistrzostwach przypadł w drodze losowania dla: Damiana Hawryluka
Wszystkim jeszcze raz serdecznie gratulujemy startów. Dziękujemy za barwne historie, które można przeczytać poniżej. Oraz czekamy i zapraszamy na kolejne Mistrzostwa za rok 🙂
Justyna Spytek:
To były zdecydowanie zawody z kategorii „samoocena surowsza niż obiektywna klasyfikacja”😁 Moja trzecia 1/8, niestety z najsłabszym wynikiem🤦♀️ Nie żebym byłam sprinterką, ale dłuższy dystans ścigania w wodzie mnie póki co przeraża 😱 Do tej pory strategia była prosta- byle przetrwać etap pływacki🏊♀️ później już z górki. A wiadomo w Płocku póżniej same górki i te fizyczne i mentalne. A tu niespodzianka, pływanie o dziwo pierwszy raz pełen spokój, bez przytkanej klaty i oddechu topielca, długo w nogach Kasi❤️ jeszcze nie szybko, ale poprawnie. Regularne OW z Maksimem zaprocentowało💪 Podbieg do T1 dla mnie spoko opcja, trochę jak pierwsze przewyższenie w biegach górskich, które od czasu do czasu uskuteczniam- jeszcze Ci się wydaje że masz mega moc, możesz przycisnąć, ale nie wiesz, że to się odbije wkrótce😁 Rower 🚴♀️, no tam na górki nie byłam przygotowana i mimo kilku startów w tym sezonie w zawodach MTB, gdzie technika zjazdów i podjazdów to podstawa, tutaj okazało się że w górki to może ja umiem, ale nie na szosie. Czas ostatecznie nie wyszedł taki zły, mimo krytyki mojej techniki jazdy przez własnego męża🤣to i tak jestem zadowolona. Dodatkowa motywacja na trasie – spotkanie Edyty Litwiniuk prowadzącej Bartka, nastolatka bez nogi, to jest prawdziwe wyzwanie💪🚴♂️ I tutaj mogłabym zakończyć swoją relację, bo 🏃🏼♀️, zawsze moja najmocniejsza dyscyplina, było jedną wielką porażką, zagadką dlaczego głowa/nogi nie pozwoliły biec o te 20-30”/km szybciej, jak na poprzednich startach??? Nie pocieszał fakt, że zawodnicy obok biegną tym samym tempem🤣 mobilizacja na ostatnim km i mocny finisz pokazał, że moc była tylko chwilowo została wyłączona😁 Ostatecznie 3 w kategorii (🥇 na podium😁) otarło łzy wewnętrznej oceny. Wracam do regularnych treningów, cierpliwie czekając na lepsze wyniki. To pole mam opanowane do perfekcji, kilka lat w sporcie z niepełnosprawnymi, w tym swoim dzieckiem najlepiej mnie nauczyły, że czasami trzeba pokornie robić swoje, powtarzać chociaż inni już są dużo dalej od ciebie, a wyniki przyjdą. To był dla mnie pierwszy start, gdzie mogłam poczuć się częścią teamu❤️ (do poprawy uzupełnienie klubowych barw;). Co prawda na trasie w zasięgu wzroku miałam tylko Kasię i Joasię, ale patrząc na wyniki doświadczonych dziewczyn Ewy i Ani wiara w możliwości rośnie🚀Brawo Dziewczyny👏👏👏 TRICLUB zdecydowanie było widać i słychać na GIT Płock 👏💪🥇🥈🥉, czyli prawie jak nasze zawody😁
Kasia Karpińska
Start w Płocku to były moje drugie zawody w życiu. Po debiucie w Rawie miałam ochotę na więcej. Patrzę – Płock. Myślę – fajnie, dam radę! 😎 Na miejscu zamiast zapowiadanego deszczu przywitała nas całkiem niezła pogoda. Wstawienie rowerów i innych potrzebnych gratów do strefy zmian poszło bezproblemowo. Wtedy też usłyszałam to, czego boi się każdy początkujący triathlonista – „jest za ciepło, dzisiaj zawody bez pianek”😅. I wtedy pomyślałam, ze jak Maksim mówił, żeby na OW przepłynąć się kiedyś bez pianki to trzeba było posłuchać mądrego. No dobra, nauczka na przyszłość. 🙈 Później szybki rzut oka na start trasy rowerowej i biegowej i wycieczka do słynnej T0. I po drodze usłyszałam słowa Maksima „chodź coś Ci pokażę” i prowadzi mnie na skraj skarpy wskazując na dół, w kierunku T0. Pomyślałam wtedy, że tutaj zaczynają się schody. Dosłownie. Schody, po których później wbiegałam w pocie czoła po walkach z glonami w etapie pływackim. 🏊♀️Pływanie jak to pływanie, czasem kogoś kopniesz a czasem ktoś ciebie. Pomimo zapewnień organizatora o wyczyszczeniu zbiornika z roślinności kilka razy zaplątałam się w podwodne chaszcze. Jeśli chodzi o czas mogło być lepiej. Jak zawsze. Po wyjściu z wody szybkie T0 i wyczekane 900 m w górę żeby dobiec do strefy zmian. 🚴♀️Strefa bezproblemowa, pierwszy raz na zawodach testowałam patent z przypięciem butów do roweru gumkami – sztos! Można się poczuć na prawdę pro! Rower przyjemny, sporo górek i śmierć w oczach przy zjazdach, pierwsze zawody z lemondką i kolejny wniosek wyciągnięty – muszę się przyłożyć do treningów rowerowych!💪 🏃♀️Bieg zrobiłam pod hasłem „dawaj, masz jeszcze zapas energii”. I tak było, czułam, że nogi same niosą. Z przodu widziałam Justynę, którą próbowałam dogonić ❤ Bieg dał mi nadzieję, że w przyszłym sezonie jeszcze coś ze mnie będzie 😁 Na mecie wielka motywacja i duma ze wszystkich, którzy startowali, z tego, że TRICLUB zdominował pudło. Brawo i gratulacje, jesteście niesamowici! 🫶 Sama wylądowałam na 2 miejscu w kat. wiekowej. Jest apetyt na więcej. TRICLUB – nie uwolnicie się ode mnie jeszcze długo 😉
Joanna Zboch
Debiut w Triathlonie😊 Po ponad 5 latach „doświadczeń biegowych” i startach w różnych imprezach (w tym kilku maratonach) w ubiegłym roku „przegrzałam” z treningami i nabawiłam się 2 poważnych kontuzji. Próbowałam biegać ale skończyło się to beznadziejnie. Wydawało mi się, że bez biegania nie ma życia (przed bieganiem tak miałam z tańcem) dlatego popadałam w coraz większy dół. Nałożyło się to też na poważną chorobę córki. We wrześniu postanowiłam nauczyć się pływać (praktycznie od zera). Później kupiłam rower i od razu wpięłam go w trenażer, bo śnieg spadł, a ja zakręcać nie umiałam nawet bez śniegu. Od stycznia powoli wracałam do biegania, a w okolicach później wiosny pojawił się pomysł startu w triathlonie. Dołączyłam to Triclub niedawno na pływanie, a od września dopiero zaczynam z pełnym treningiem tri ale byłam w lecie na super warsztatach u Maksima. Przyjechałam do Płocka w sobotę troszkę zestresowana. Wymyśliłam, że ponieważ w domu zwierzaki mi nie dadzą się wyspać (2 psy i kot z adopcji), to przyjadę dzień wcześniej i przenocuję w hotelu. Super… , tylko, że mój pokój sąsiadował z salą weselną więc spać nie dało się wcale. Ale za to jakiś podpity wujek ładnie śpiewał nad ranem😊. Po przyjściu na start i zobaczeniu Triclubowiczów jakoś magicznie ten stres zniknął. W wodzie zaskoczyła mnie atakująca roślinność ale za to wcale mnie nie zdziwiły 2 kopniaki w głowę. Maksim mówił na warsztatach żeby się nie zestresować jeśli po kopniaku okularki spadną, więc się nawet cieszyłam, że ich nie straciłam. Podbieg do T1 cudowny😊. Na rowerze było trochę za wolno, bo te wzniesienia mnie zaskoczyły ale udało mi się wyprzedzić 2 facetów. Trochę byli niemłodzi ale i tak miałam radochę. Gdzieś w necie przeczytałam żeby sobie do ramy żel na drogę przykleić, więc to zrobiłam – no i przykleiłam tak „stosownie”, że obtarłam sobie nim nogę. Nie był mi oczywiście ten żel potrzebny na 1/8. Bieganie zaskoczyło mnie najbardziej. Ruszyłam jak łania, no bo przecież ja biegaczka doświadczona…. I po kilkudziesięciu metrach z łani zrobił się słoń😊. A i pobiegłam oczywiście w przeciwnym kierunku niż powinnam, na trasę rowerową ale zawróciła mnie jakaś miła Pani. Jak się okazało moje treningi biegowe niedopasowane do reszty były całkiem bez sensu. Ale za to jakie piękne widoki podziwiałam na trasie jak na truchcik przeszłam. Na mecie radocha niesamowita. Nie szykowałam się na rywalizację i nawet nie sprawdziłam wyniku, więc jak mi Łukasz powiedział, że mam #2 w kategorii, to myślałam, że to taki żarcik. Postanowiłam nawet na koronację Triclubowiczów przebrać się elegancko, bo mi nie przyszło do głowy, że mam na pudło wchodzić. Dlatego teraz moja dżinsowa spódnica na zdjęciach z podium budzi radość u mojej rodziny😊. Było MEGA. Dawno się tak dobrze nie czułam jak w trakcie i po tym starcie. Mam teraz motywację żeby „poskładać” te treningi z Triclub i w przyszłym sezonie wystartować jak trzeba. Bez #1 w kategorii w przyszłym sezonie nie wracam z zawodów😊.
Anna Jarzabek Lindholm
Co moge powiedziec “Stara ale Jara”, juz dlugo w triclubie i tym sporcie (najstarsza w tej kategorii😉) i jest to moj styl zycia, czasami dla funu czasami bardziej na powaznie. Tym razem po troche trudnym sezonie a nawet bardzo dla mnie trudnym. w pazd operacja i przerwa dluuuga od plywania, potem choroba i smierc bliskiej osoby i ogarnianie wokol tego, potem covid trudniejszy, znowu przerwy, a po otwarciu sezonu duathlonem wypadek w spokojnym peletonie, SOR szycie ran, znowu przerwa od treningow i dluzej od plywania, odwolanie planowanych startow rehabilitacja palca, gojenie ran i blizn, sprawdzanie zebow (jeden uniera🥲) maly okres demotywacji😅) Ten start to 2 po wypadku celem odnalezienia usmiechu na zawodach i zabawy z triclubem a przede wszystkim start z corka zeby chociaz raz wystartowac na tym samym dystansie i cieszyc sie jej sukcesem (3a open) i isc krok dalej i pokonac treume powypadkowa wiec kierowanie sie ku slonca i pozytywnych emocji w czym ten sport potrafi pomoc.🥳🎉
Mateusz Magdziarz
Debiut w 1/8 Po blisko rocznej przygodzie z triathlonem (i dotychczasowych 2 występach na Olimpijce) wybór klubu wymusił start na krótszym dystansie, ku mojemu zadowoleniu po występie. Od początku cieszyłem się, że startować będę w triathlonie, gdzie przepłynąć trzeba tylko 475m, zamiast 1500m z dystansu Olimpijskiego. 🙂 Wyjazd o wczesnej godzinie razem z Tomkiem Sławkiem, przygotowane punkty z parkingami okazały się zbędne, gdyż Płock to jednak nie Warszawa i parking niedaleko startu nie stanowił żadnego problemu. Przed startem liczyłem ile sekund mogę zyskać w strefie zmian na starcie bez pianki. Dylemat dotyczący startu w piance lub bez, został rozwiązany przez organizatora- Start 1/8 bez pianek. Przygotowanie do startu bardzo dobrze poszło, przed startem tętno 120. Start za Ewą starałem się trzymać w jej nogach, pewnie w okolicach 3 bojki straciłem „nogi” a po nawrocie i płynięcie pod Słońce zupełnie na ślepo licząc że ktoś obok ma lepszą orientacje ode mnie. Wybiegam z wody niezmęczony, myślę już o podbiegu do T1 Jakież było moje zdziwienie gdy wbiegając do słynnej strefy T0 na wieszaku nie było mojego worka z butami, szukam pośród przebierających się ludzi i walających na ziemi innych worków, dalej szukam worka na pobliskich haczykach. Jest, pod numerem 266, mój numer startowy, nie zapomniałem, ale przeczytałem z ramienia- 268. Czas który „zyskałem” na starcie bez pianki, straciłem na szukaniu worka. Dobieg do T1 mocny, przyjąłem żel, śmieci wyrzuciłem do kosza miejskiego przy trasie, podbiegi na dobiegu do T1 umilałem sobie łykami elektrolitów z pozostawionego bidonu. Wbiegam do T1, konsternacja, w Czempinie trzeba było obiegać rowery, aby dobiec do swojego roweru, czy tu jest tak samo, czy biegnę najkrótszą drogą.. szybkie pytanie do sędziny- można biec najkrótszą drogą, uff, nie straciłem 15 sekund, tylko 5. Wskakuje na rower z patentem z gumek, poszło o dziwo sprawnie i nie za szybko. Przed startem wiedziałem, że rower chcę pojechać mocno, mijam Tomka za nawrotką, potem Ewie krzyczę kilka pokrzepujących słów. Mijam się, wyprzedzając na podjazdach niejakiego Sebastiana, który mijając mnie za pierwszym razem rzucił „siema, ziomuś” zostawiłem ziomusia na zjeździe przed końcem roweru. Niestety mocno przesadzając w lewym zakręcie po zjeździe, gdzie bardzo szybko zbliżał się krawężnik, zbyt szybko, przetrwałem, było na limicie, liczę, że ostatni raz zafundowałem sobie taki stres. Dojazd do T2, widziałem belkę razem z Maksimem, wracając z T0 przed startem. Znów flash back ze startu w Czempinie, tam linia nawrotki i zejścia z roweru była w zasadzie w tym samym miejscu. Podjeżdżam do linii i machającego sędziego, który próbował krzyczeć „nawrót pętla, strefa naprzód” w ferworze walki i czerwonej chorągwi, schodzę z roweru, ale coś mi nie pasuje, to nie jeste belka i pytam się, czy mam jeszcze jechać, sędzia i kibice zgromadzeniu wkoło potwierdzają, jechać naprzód kolejne 500 metrów. Pomimo strat jestem nadal po rowerze przed „zimokiem” Sebastianem. Po wyścigu okazało się, że ów Sebastian pomylił mnie, z Maksimem, ten był daleko z przodu 🙂 Wpadam do strefy T2 zmęczony, buty nałożone, kask zdjęty, czapka założona, wybiegam, chce sprawdzić tętno i przez przypadek klikam Lap i znana muzyczka z zegarka towarzysząca napisowi- Ukończyłeś triathlon, mhm, chciałbym. Udało się po chwili wznowić aktywność i nadal do przebiegnięcia było 5 trudnych kilometrów. Na biegu niechęć, byle do samoobsługowego punktu, byle ukończyć, choćby spacerkiem. Już wtedy wiedziałem, że na rowerze zostawiłem zbyt dużo sił. Po pierwszej nawrotce widzę biegnących w niedalekiej odległości Ewe i Romana, po kolejnych 2 kilometrach mijają mnie w odwrotnej kolejności. Ewie proponuje swoją wodę wykorzystywaną do schłodzenie, odmawia, rzucam na wiatr, że spróbuję się za nią utrzymać na biegu, okazało się to zadaniem zbyt trudnym, niemniej cieszę się z ostatnich metrów, zaliczając niełatwy debiut na 1/8 IM. Na mecie wita mnie radosna zgraja triclubowych przyjaciół z trenerami na czele🙂 Ps. Odebrane ciuchy z depozytu, odebrane wcześniej rowery ze strefy, jeszcze koleżanki i koledzy odbiorą statuetki i razem z Tomkiem Sławkiem zbieramy się w drogę powrotną. Widzę jak kilka osób przewija wyniki live na stronie, ciesząc się z zajętych miejsc. Próbuję znaleźć swój wynik wow, 3 miejsce w kategorii wiekowej, niezadowolony ze startu, ale szczęśliwy z wyniku, wchodzę ostatecznie na 2 miejsce w kategorii i odbieram pierwszy „pucharek”. Taki pozytywny kop, przed kolejnymi tygodniami zapełnionymi treningami, aby wystąpić w trzech/ czterech zawodach triathlonowych w ciągu sezonu 🙂 To akurat do poprawki przed kolejnym sezonem.
Tomek Sławek
„Wspaniałe były to zawody, nie zapomnę ich nigdy” – chciałoby się sparafrazować znaną sylwestrową wypowiedź. Była to dla mnie lekcja pokory. I jestem za nią wdzięczny. Niby Top 10 w „grupie śmierci” (M40-44) więc wstydu nie ma, ale apetyt był większy. Pogoda – miało lać i miało być stosunkowo chłodno, a jak się okazało, mieliśmy „szklarnię”. Jak zawsze najbardziej obawiałem się pływania – w końcu trenuję dopiero pół roku. Do tego pierwsze w ogóle pływanie OW bez pianki. I paradoksalnie poszło mi najlepiej – mimo zielska i kopniaków żabkowców z wody wyszedłem przed osobami, które startowały przede mną. Potem T0 i podbieg na Stary Rynek. To tu chyba popełniłem największy błąd cisnąc zbyt mocno po schodach w upale. Te kilkaset metrów zmęczyło okrutnie. Cieszę się, że nie zdecydowałem się na ten podbieg boso, choć przez chwilę taki pomysł chodził mi po głowie. T1 i kolejna niespodzianka – gumki puściły od razu przy wskakiwaniu na rower. Na szczęście w trakcie treningów zmian ćwiczyliśmy ‚bujanie’ i zakładanie butów w czasie jazdy i udalo sie szybko rozkręcić tempo. Zjazd i „siodło” przed którym ostrzegali organizatorzy zafundował chwilę grozy – nie sam w sobie, ale inny zawodnik, który źle ocenił zakręt i zajechał drogę na wyjściu z łuku. Konieczne hamowanie i nie udało się wykorzystać energii zjazdu na podjeździe – trzeba było stanąć w korby. Duże plus dla organizatorów za oznaczenie nierówności i dziur na trasie. Tych niestety było sporo więc cały czas pełna czujność. Jakoś w okolicach 5 km dotarło do mnie że nie zabrałem z kuwety żeli. No cóż. Mam jeszcze 2 bidony z izo – musi wystarczyć 🙂 Jechało się bardzo przyjemnie, wyprzedzałem kolejnych zawodników, tętno stabilne, a górki udawało się pokonywać bez schodzenia z lemondki. Sytuacja zmieniła się w okolicach zawrotki. Zupełnie jakby mi ktoś wyciągnął baterie. Po nawrocie zobaczyłem jeszcze tylko plecy Mateusza a chwile potem Romana. Tego drugiego miałem dosyć długo w polu widzenia, a na ostatnim podjeździe udało mi się go nawet dogonić. Jednak jak tylko trasa znowu stała się płaska, odjechał na kilkanaście długości. Postanowiłem że spróbuję go dość – pogoń trwała aż do T2. Wybiegaliśmy z niej akurat w momencie, gdy Łukasz przekraczał linię mety 🙂 Sam bieg chciałem zacząć delikatnie, żeby uspokoić tętno i biec równym tempem. Na trasie co chwilę mijałem uśmiechniętych Triclubowiczów biegnących równolegle (Ewę, Mateusza i Romana). Upał w niektórych miejscach dokuczał bardziej – czuć było jak nagrzane słońcem kamienne płyty oddają ciepło niczym piec hutniczy. W cieniu można było poczuć ulgę. Jeszcze nigdy nie ucieszyłem się tak na widok punktu z wodą. Ostatnie 2 km to już mały prywatny wyścig ze znajomym startującym w barwach „Kuźni”. Przez większość dystansu byliśmy obok siebie, co chwilę zamieniając się na ‚prowadzeniu’. Na ostatnim łuku wyprzedził mnie po wewnętrznej. Goniłem ile sił, ale na metę wbiegł przede mną. Ostatecznie total time lepszy po mojej stronie. W Skierniewicach to on był górą. Mamy remis. Przybiliśmy piątkę i życzyliśmy powodzenia w kolejnych startach. Wydawałoby się że 1/8 jak każde inne, a w praktyce okazało się, ile może zmienić pogoda i trasa.
Ewa Samulska
Hejoza 😊 Chciałam się podzielić moimi wrażeniami z ostatniego triathlonu w Płocku. Nigdy wcześniej nie byłam tam, ale po świetnym treningu biegowym u Maxima na Ursusie postanowiłam się zapisać. Powiedział, że to drużynowe zawody i warto wziąć udział. Potrzeba integracji wzięła nade mną górę i pojechałam do Płocka. To był mój trzeci start w sierpniu i trochę bałam się, że upał i zmęczenie mnie pokonają (połówka w Gdyni, olimpijka w Białymstoku). Ale nie! Wręcz przeciwnie! Trasa była ciekawa, glony w wodzie nie stanowiły problemu (start w Białymstoku mnie na nie uodpornił), pagórki na rowerze przez Rzeszów i Białystok dały radę, a upał w ogóle mi nie przeszkadzał. Czułam, że mnie ponosi, ale najlepsze było to, że czułam się częścią super zespołu, który się wspiera i daje mi siłę! Widok klubowych barw na trasie to jedna z największych motywacji podczas startów. Oczywiście, udało mi się też stanąć na podium, ale to już wiadomo! Kiedy zobaczyłam trenerów na trasie, którzy długo nie mieli za plecami nikogo, wiedziałam, że treningi z nimi przynoszą dobre rezultaty. Szczesliwe twarze Triclubowiczów na podium – niezależnie czy to Płock, Hawaje, Nicea czy inne części świata – zawsze wywołuja najwyższe emocje! Teraz czuję jeszcze większą moc i chęć do solidnych treningów – muszę przyznać, że to działa i jest wciągające! Ps. Dziekuje Anna Jarzabek Lindholm za pozyczke bagaznika rowerowego! Kasia Karpińska za to ze przetrzymalas i odebralas moje buty! Mateusz Magdziarz za wydruk karty zawodnika! No i wszystkim co tam byli za klimat i energie! 😁
Błażej Domański
Ze względu na sobotni koncert w Warszawie nie planowałem wyprawy do Płocka, jednak dałem się namówić i po 3h snu w niedzielę rano pakowałem swój rower do samochodu. Jechałem bez nastawienia na wynik, po 2 miesiącach roztrenowania chciałem wskrzesić w sobie emocje startowe. Kiedyś już byłem w Płocku, więc strefa T0 i logistyka nie były dla mnie zagadką. Wystartowałem spokojnie, od początku cisnąłem w swoim rytmie pływackim. Wodorosty i ostatni odcinek pod słońce zbytnio nie utrudniały. Dobieg do T1 to wiadomo – sama przyjemność i trochę zadyszki na schodach 🙂 Wcześniej nie pomyślałem, by zabrać od razu ze sobą czepek i okularki, więc po zawodach czekał jeszcze spacerek po fanty. Odcinek rowerowy był mocny, bo zmienialiśmy się z Anią Giżyńską (oczywiście bez draftu) i ostatecznie udało mi się ją prześcignąć na ostatnim podjeździe. Na biegu to ona była szybsza i może nie jestem najgorszym biegaczem, ale odwykłem od dystansów sprinterskich i tu trochę zabrakło pary, a słoneczko mocno prażyło. Ostatecznie zająłem miejsce 15. open oraz 4. w kat. M40. Przez chwilę żal, że trochę zabrakło do pudła, ale widząc kolejnych Triclubowiczów na pierwszych miejscach w kategoriach i dumnych ze swoich debiutów, nie myślałem o tym długo. Pocieszeniem może być fakt, że w Triclubie byłem na wirtualnym pudle zaraz po naszych trenerach 🙂 Gratuluję wszystkim, cieszę się, że byłem tam z Wami, dzięki!
Mistrzostwa TRICLUB 1/8 Ironman, Garmin Iron Triathlon Płock 2023