TRIATHLON oczami trenera TRICLUB – wywiad z Łukaszem Lisem

Sukces (wywiad ukazał się w gazecie SUKCES): Triathlon to w Polsce fenomen. Z czego bierze się tak duża popularność tego sportu w naszym kraju? 

Łukasz Lis: Na pewno znaczenie ma popularność Ironmana, czyli najdłuższego dystansu w triathlonie, w którym zawodnicy pokonuję 4 KM pływając, 180 KM rowerem i maraton. 

Ironman to magnes. Ludzie najpierw marzą, że kiedyś podejmą to wyzwanie, a następnie dochodzą do wniosku, że warto spróbować wchodząc w triathlon. Druga rzecz to różnorodność. Piękno triathlonu zawiera się w trzech dyscyplinach.

Co w sensie sportowym daje połączenie biegania, pływania i jazdy na rowerze?
Dla ciała to bardziej kompleksowe działanie. Oddziałujemy na większą liczbę mięśni, niż trenując jedną dyscyplinę, więc jest to zdrowsze. Pływanie jest zbawienne dla biegaczy. O ile w biegu mocno obciążamy układ kostno-stawowy, o tyle podczas pływania działamy na te partie rozluźniająco. Podobnie jest z rowerem. Taki kompleksowy trening oddziałuje szerzej na ciało. W triathlonie cały czas trenujemy wydolnościowo, więc układ krwionośny pracuje w podobny sposób, choć w innych środowiskach, a zatem także przy innych obciążeniach.
Kto ma większe szanse na to, by być dobrym triathlonistą: dobry kolarz, dobry biegacz czy dobry pływak? 
Struktura dystansów w triathlonie jest taka, że pływanie zawsze zajmuje najmniej czasu, z kolei najdłużej trwa jazda na rowerze. Można więc intuicyjnie powiedzieć, że w TRI najwięcej zależy od kolarstwa. Z drugiej strony na metę docieramy biegnąc, a bez dobrych umiejętności pływackich nie da się nawiązać walki z głównymi rywalami.
To jest właśnie piękno dyscyplin multisportowych, w triathlonie trzy równa się jeden. U każdego te proporcje rozkładają się nieco inaczej, ale jeśli spojrzymy na najlepszych zawodników na świecie to widać pewną prawidłowość: wszyscy świetnie pływają… 
Pływanie bywa najsłabszą dyscypliną u wielu amatorów. Rower z kolei jest stosunkowo prosty do nauczenia, a trening – przyjemny, do tego nie obciąża stawów. Z tej trójki sportów najcięższe jest bieganie, ale jeśli ktoś dobrze biega to w triathlonie jest to duży atut, bo można sporo osób wyprzedzić. 
Analizując własne podwórko, czyli zawodników, których trenuję w TRICLUB, mogę powiedzieć, że kładę duży nacisk na trening pływacki, aby uzupełniać braki w technice i sile pływania. Musimy mieć świadomość, że w Polsce wciąż jest niewiele szkół z basenami, w których obowiązkiem są zajęcia z pływania. Dlatego jest tak wielu biegaczy, a pływaków znacznie mniej. 

Kto garnie się do triathlonu? Kto chce uprawiać tak trudną i wymagającą dyscyplinę?
Do triathlonu trafiają osoby ciekawe nowych wyzwań, a chęć poznania wymagającej dyscypliny sportu jest u nich widoczna. To zazwyczaj osoby zdeterminowane i zdyscyplinowane. Takie cechy najczęściej mają osoby, które dążą do osiągania stawianych sobie celów, dlatego wśród triathlonistów można spotkać tak wiele osób z korporacji. Mnie to zupełnie nie dziwi. W triathlonie mamy bardzo usystematyzowany i poukładany schemat treningowy, a jeśli ktoś jest dobrze poukładany w pracy, to znajdzie też czas na trening. 

Mówi się czasem, że triathlon to sport, w którym czasu na trening zawsze jest za mało.
Utarło się w środowisku amatorskim, że jeśli ktoś trenuje triathlon to musi startować w Ironmanie. To nie do końca prawda. Oczywiście, zawsze można więcej trenować, najlepsi triathloniści dziennie na treningi poświęcają tyle, ile ludzie na etacie poświęcają każdego dnia na pracę. Ale żeby być dobrym triathlonistą, nie trzeba trenować aż tak intensywnie. Można poświęcać na treningi 4 godziny w tygodniu i też cieszyć się tym sportem osiągając sukcesy na swoją miarę. 
Generalnie rzecz biorąc, układając treningi trzymam się pewnych pryncypiów. Jednym z nich jest optymalizacja nakładu czasu na trening względem mierzalnego efektu. Mało kto wie, że to jest spora praca excelowa i analityczna. Są testy, dane i parametry i weryfikacja założeń, czyli to wszystko co pracownikom korporacji jest tak dobrze znane. Dlatego pewnie czują się oni w triathlonie jak ryby w wodzie. 

Jak trafiłeś pan do triathlonu – i co sprawiło, że został pan w tej dyscyplinie? 
Do sportu trafiłem dzięki rodzicom. Mój tata dużo pływał i to on zapisał mnie na treningi pływackie. W szkole podstawowej była sekcja pięcioboju nowoczesnego i w pewnym momencie zdecydowałem, że to będzie dla mnie najlepsza dyscyplina. Ten sport wciągnął mnie dzięki różnorodności.
Pięciobój trenowałem do 21. roku życia. Później trenowałem różne dyscypliny, między innymi bieganie, aż w pewnym momencie pojawił się triathlon. Spróbowałem i po kilku startach zrozumiałem, że to dyscyplina, który można uprawiać cały rok, a na tym mi zależało. Później pojawiła się możliwość poprowadzenia grupy triathlonowej i tak wsiąkłem w ten sport. 
Od 10 lat pracuję ze sportowcami, a od 8 lat prowadzę TRICLUB, w którym hołdują zasadzie „długiego stołu”. 

Jest więc miejsce dla naprawdę dobrych zawodników, którzy podobnie jak ja walczą o medale, ale jest też program TRICLUB lajt stworzony z myślą o osobach, które chcą być w rodzinie TRI, ale nie mają tak ambitnych celów startowych i nie zaalokują tyle czasu na trening. Dzięki większej skali działania możemy łatwiej organizować obozy treningowe, które mają zasadnicze znaczenie dla formy w sezonie przygotowawczym. 

Jaką ma pan filozofię trenowania zawodników, którzy zgłaszają się do pana i mówią: chcę spróbować triathlonu? 
Dużo zależy od zawodnika i od jego celów. Na tej podstawie wspólnie tworzymy plan treningowy. Kluczową rzeczą jest to, by nie porywać się od razu na długie dystanse, tylko poznać triathlon i powoli uczyć się umiejętności, które są niezbędne w tym sporcie. Schemat przygotowań bywa różny – prowadzę osoby, które trenują w grupie, w takim przypadku szukamy wspólnego celu i do niego się przygotowujemy. Generalnie zachęcam aby trenować w grupie, nawet niedużej. 

To daje efekt motywacyjny, ale też praktyczny typu wspólny wyjazd na zawody, poratowanie dętka, czy żelem podczas jazdy. Jeśli jednak ktoś nie może dostosować się do treningów grupowych, możliwe są też indywidualne zajęcia lub indywidualne plany treningowe. 
Mam świadomość, że czas jest dobrem rzadkim, czyli nie możemy go rozmnożyć, dlatego staram się wplatać treningi zdalne w plan. Świetnie idzie nam praca nad techniką pływania na tzw. Suchym Basenie, czyli praca na gumach, czy też budowanie formy kolarskiej i poprawa parametrów wydolnościowych na grupowych treningach zdalnych na trenażerach i aplikacjach typu ZWIFT. 

Jak widzi pan siebie jako sportowca? Co zostało jeszcze do zrealizowania? 
Przede mną udział w mistrzostwach świata na Hawajach na dystansie Ironmana. Z realizacją tego celu zwlekałem z wielu względów, głównie zdrowotnych. Nie spieszyło mi się do Ironmana, ale w poprzednim roku uzyskałem kwalifikację, a więc w tym  roku wystartuję na Hawajach. 
Żyję jednak sukcesami moich zawodników i z każdego nawet najmniejszego ich sukcesu cieszę się i ja, nawet jeśli im tego nie okazuję w pełni. 

Czy w triathlonie jest jakaś górna granica jeśli chodzi o dystanse i obciążenia? 
Dystanse w triathlonie cały czas się wydłużają i to jest fakt. Są osoby, które podejmują ekstremalne wyzwania – niedawno pewien zawodnik ukończył 100 Ironmanów w 100 dni. Jeśli więc pyta pan o granicę to obecnie leży ona chyba właśnie tutaj. W przypadku większości ludzi wygląda to zupełnie inaczej – po jednym Ironmanie stwierdzają oni, że krótsze dystanse w tym sporcie są fajniejsze. Nie trzeba poświęcać na przygotowania aż tyle czasu, a trening jest przyjemniejszy. Dlatego wiele osób wybiera dystans 1/4 Ironmana. To jest do zrobienia dla każdego, nie potrzeba poświęcać dużo czasu na treningi, by w nim wystartować. Wielu moich zawodników w TRICLUB właśnie ten dystans wybiera. Są też inne dystanse – 1/8, czyli sprint oraz 1/2 Ironmana, czyli przedsmak pełnego IM. 


Wniosek, który dla mnie płynie z tej rozmowy brzmi tak: triathlon nie równa się Ironman. To dyscyplina, która może mieć całkiem niski próg wejścia, co sprawia, że ten sport może uprawiać niemal każdy. 
To jest kwestia wyboru celów sportowych. Triathlon można bez trudu łączyć z życiem rodzinnym, gdy zachowamy sport-life-balance. Można swobodnie trenować z żoną czy mężem, a nawet z dziećmi. Stąd wzrastająca popularność szosowych „Cafe Ride”, czy też biegania tlenowego, czyli według takiego tempa, aby rozmawiać. 
Moja rodzina jest na to przykładem. Żona Ewa trenuje TRI, do tego mamy dwójkę dzieci, więc często biegamy z wózkiem. Wszystko da się połączyć, kwestia nastawienia. Niektórym wydaje się, że triathlon to sport dla wyczynowców, którzy nie mają co zrobić z czasem wolnym. To oczywista nieprawda. Triathloniści jak widzę nie ślęczą przed telewizorem oglądając piłkę, wolą sami trenować niż oglądać innych. Kluczem jest więc odpowiednie zarządzanie czasem, czego jako trener uczę i wymagam.

Jeśli ktoś stawia sobie ambitne cele, trzeba go rzecz jasna czasem zmotywować i wesprzeć, co staram się robić pracując z zawodnikami. 
Jednak główną zaletą triathlonu jest duża dostępność tego sportu, dość niska bariera wejścia oraz jego różnorodność, która daje możliwość trenowania trzech różnych dyscyplin.